2016-03-30

Dobrze jest czy źle?

Istnieje szkodliwy rozziew między wymogami efektywnego funkcjonowania demokratycznego państwa prawnego a stanem kultury politycznej obywateli.

Opinię tę odnoszę do większości osób, których postępowanie jest dla mnie dostatecznie widoczne, niekoniecznie w osobistym kontakcie, często tylko poprzez media, ale obserwuję to jako nauczyciel akademicki,  człowiek prowadzący badania systemów politycznych i czytający odnoszące się do tego wypowiedzi, osoba stykająca się też z ludźmi w innego rodzaju kontaktach (włączając w to okazjonalne rozmowy z osobami, których działalność zawodowa wiąże się bezpośrednio z funkcjonowaniem państwa).

Kryterium mej oceny nie może być ostre, zawiera też dozę intuicji, wystarczy jednak do postawienia hipotezy, opinii do dyskusji.

Cieszy mnie wzrost aktywności obywatelskiej widoczny w tym, że choć co drugi uprawniony  nie głosuje, to wielu zabiera głos – większość z nich częściej i może z lepszym rozeznaniem spraw bieżących, tych gołym okiem widocznych. A jednak dostrzegam wspomniany rozziew. Z czego on wynika?

Wydaje mi się, że najgłębszą (więc nie jedyną) tego przyczyną jest stan szkolnictwa i stan czytelnictwa.

Gdy idzie o czytelnictwo, to jego znaczenie dla zmniejszenia tego rozziewu mogłoby się zaznaczyć głównie u osób, które zrobiły maturę albo dyplom szkoły wyższej w ubiegłym stuleciu, gdyż czytając teraz opracowania poświęcone ustrojowi mogą swą wiedzę uzupełniać. Nie spodziewam się jednak wzrostu tego rodzaju czytelnictwa. Przypuszczam, że większość tych ludzi wyrabia sobie opinię na podstawie mediów, a że zwykle nie mają dobrej podstawy do oceny informacji medialnej, wyniki nie mogą być dobre.

Szkolnictwo jest pod tym względem ważniejsze, gdyż dotyczy formowania pokoleń nowych. Sądząc po studentach nauk społecznych i humanistycznych, z którymi zetknąłem się w ciągu ostatnich dziesięciu lat, najpierw na Uniwersytecie Jagiellońskim, ostatnio w krakowskiej Akademii Ignatianum, a także po opinii o studentach, z którymi w tym czasie miało do czynienia kilkunastu moich znajomych w Warszawie, Krakowie i Wrocławiu, polskie szkolnictwo średnie jest wysoką barierą rozwojową Polski. Dwie-trzecie studentów I roku nie powinno było zdać matury i tylko niewielka część tej zbiorowości nadrobi swe braki podczas studiów licencjackich. Sytuację pogarsza egoistyczny konformizm wykładowców w szkole wyższej, kiedy dają ocenę dostateczną wtedy, gdy powinni dać niedostateczną. Przyczyniają się w ten sposób do „finansowego zdrowia naszej uczelni”, ale za cenę zwiększenia liczby takich w większości ledwie „dostatecznych” magistrów – potencjalnych nauczycieli, którzy wykształcą potem podobnych maturzystów. Uzależnianie nakładów na uczelnię w tak silnym jak obecne stopniu od liczby studentów jest szkodliwe. Jeżeli zaś mamy system, w którym ocena nauczyciela w liceum zależy przede wszystkim od wyników uzyskanych przez uczniów, czyli od stopni wystawionych maturzystom przez ocenianego nauczyciela, to nie może też dziwić stan przygotowania ludzi podejmujących studia.

Jeżeli ktoś potrzebuje dowodu na nieudolność, wręcz dysfunkcjonalność szkoły, to wystarczy wskazać na zerwanie ciągłości historycznego myślenia: wydaje się, że większość młodych Polaków nie rozumie sensu integracji europejskiej. Chcą być w Unii, ale nie potrafią dostrzec, ani jej wyniku jako demokratycznego pokoju, gospodarczo-społecznego poziomu coraz lepszego życia i rosnącego potencjału w światosystemie XXI w., ani nie pojmują, że integracja jest procesem, którego zatrzymanie skutkuje rozkładem instytucjonalnym – trzeba więc UE racjonalnie, stopniowo rozwijać, integrację pogłębiać. A kto ma do tego najbardziej systematycznie młodych przygotowywać, jeżeli nie szkoła?

Oczywiście, pełna diagnoza wymagałaby zastosowania większej liczby kryteriów. Na stan szkolnictwa oddziaływa też znacznie większa liczba bodźców. Jednak te, o których  piszę należą do najważniejszych. Sądzę, że jest źle i będzie jeszcze gorzej. Chyba że szkolnictwo zostanie wyprowadzone na właściwą drogę. Chętnie przyjąłbym do wiadomości uzasadnienie tezy przeciwnej, że jest dobrze i to zapowiada, że będzie jeszcze lepiej - w szkole, księgarni i bibliotece, a to znaczy, że coraz lepiej w państwie obywateli o wysokiej kulturze politycznej.

Bez dbałości o szkolnictwo i czytelnictwo nie będziemy mogli rozwinąć postawy światłego obywatela, a nawet wykorzystać mediów, zwłaszcza społecznościowych, do wzbogacenia kultury politycznej w naszym demokratycznym państwie prawnym i do aktywnego współdziałania w Unii Europejskiej. 

Korzystając z tej witryny wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, które usprawniają jej działanie.

© Ryszard Stemplowski