2016-01-03
Przed kolejną szkodą
Głoszą niektórzy, iż „większość może zrobić wszystko, bo demokracja to rządy większości”.
Takie pojmowanie władzy państwowej opiera się na niewiedzy lub na złej woli. Nasza konstytucja w art. 2 wprowadza termin „demokracja” w celu dookreślenia pojęcia „państwo”: (1) RP jest „demokratycznym państwem prawnym” i (2), takim demokratycznym państwem prawnym, które „urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej”.
Rzeczpospolita Polska, „jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli” (art. 1), właśnie jako „demokratyczne państwo prawne, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej”. To „dobro wspólne” wymaga oczywiście stałej dbałości, ulepszających je zmian, ale zmian wprowadzanych w sposób zgodny z konstytucyjnymi zasadami prawa i sprawiedliwości społecznej (nie mylić z partyjnymi zasadami polityki „Prawa i Sprawiedliwości”). Nie wolno z państwa robić monopartyjnego folwarku, autokratycznie zarządzanego i może jeszcze lekkomyślnie trwoniącego zapasy – tylko dlatego, że się w wyborach uzyskało większość na okres czterech lat, co najwyżej czterech.
Partia z większością w Sejmie, dająca podstawę de facto jednopartyjnemu rządowi, musi być ostrożniejsza od partii rządzącej w mniej więcej zrównoważonej koalicji, to chyba oczywiste. Ostrożniejsza, co nie znaczy pasywniejsza. Jej przywódcy powinni jednak pamiętać, że choć ich posłowie partyjni muszą być posłuszni, to masy potencjalnych wyborców – wcale nie muszą, a jest ich o wiele więcej od głosujących za partią obecnie „większościową”. Prawdziwy strateg partyjny planuje z wielkim wyprzedzeniem, gdyż wie, że przewaga wyborcza w państwie demokratycznym nie jest trwała. Chyba, że kolejnego sukcesu, a może i żadnych wyborów już nie przewiduje.
Kto pojmuje demokrację niezgodnie z konstytucyjnym określeniem państwa, ten nie może zasadnie powoływać się na „demokrację”, „większość”, „prawo” i „sprawiedliwość”. Kiedy się na nie powołuje przy pomocy „większości, która może wszystko”, to czyni to ze złą wolą lub z głupoty, psując państwo.
Od dawna wydaje mi się, że głupota jest stale niedocenianym motorem historii. lecz zarazem sądzę, że u nas jest jednak więcej głupoty, niż złej woli. Tylko - czy taka hierarchia w syndromie głupoty i zła jest lepsza od odwrotnej? Może nie warto się takimi niuansami martwić, skoro te cechy często występują wspólnie. W każdym razie, lepiej wiemy, jak pomniejszać głupotę, niż złą wolę, a droga do pomniejszania złej woli prowadzi właśnie przez pomniejszanie głupoty.
Pomnażaniu dobrej woli powinna także sprzyjać przeważająca u nas religia, ale choć niejeden ostentacyjnie się deklaruje, nieprzymuszany, jako wierny syn Kościoła, to niejeden taki jednocześnie postępuje w polityce nieuczciwie – i na to także żadna partia monopolu nie ma, choć może mieć większość takich osobników.
Budowa dobrego systemu partyjnego i organów oraz urzędów władzy państwowej, zaczyna się w rodzinie. Potem trwa w szkole – to zasadniczy etap formacyjny obywatela. I my, profesorowie, nie jesteśmy bez winy, kiedy nie wymagając odpowiedniej wiedzy w szkole wyższej dajemy dyplomy niedouczonym politologom i innym, którzy potem jako nauczyciele, dziennikarze oraz im podobni „profesjonaliści” w szkole, ale także w redakcji czy na urzędach, formują obywateli jeszcze mniej sprawnych intelektualnie, niedojrzałych moralnie, a ci z kolei tworzą sojusze z ludźmi sobie podobnymi. Podobni im posłowie i senatorowie reprezentują interesy właśnie sobie podobnych. I to akurat jest zgodne z tym składnikiem demokracji, który wiąże się z reprezentacją. Sejm jest reprezentatywny, a jakość reprezentacji wynika z tego, że taki jest nasz Wielki Naród Polski, w którym tylko co drugi uprawniony do głosowania wyraża swą dbałość o dobro wspólne głosując. Jednak ograniczone do reprezentacji pojmowanie demokracji, forsowane przez rządzącą w jakimś momencie partyjną większość, nie wystarczy do zrozumienia demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej i stanowiącego nasze dobro wspólne.
Państwo jest pewną całością i ocena jego jakiegoś pojedynczego składnika może być poprawnie dokonana tylko w kontekście całości. Relacja części i całości zaś jest trochę bardziej skomplikowana, niż się niektórym partyjnym głowom wydaje. Manipulowanie całością – dobrem wspólnym – przez demagogiczne operowanie koncepcją w rodzaju „większość może wszystko”, to demontaż naszego państwa, droga do katastrofy. Naszej wspólnej! Szukajmy więc kompromisów w naszym demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Uczmy się takiej właśnie demokracji, i w szkole, i Sejmie, i w mediach i wszędzie indziej. Niech Polak będzie mądrzejszy, by zapobiec kolejnej szkodzie!