2016-01-30
Do mojej wypowiedzi w TVP INFO
Gdybym miał dziś rankiem do dyspozycji więcej czasu, moja wypowiedź o informacji rządu dla Sejmu miałaby treść następującą:
Najbardziej podobał mi się początek, kiedy minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski, dostrzegając z rewerencją obecność Prezydenta Rzeczypospolitej w prezydenckiej części galerii dla publiczności (nie brał udziału w posiedzeniu) przypomniał, że prezydent w zakresie polityki zagranicznej współdziała z prezesem Rady Ministrów i właściwym ministrem, co odebrałem jako zręczne zwrócenie uwagi na to, że politykę państwa prowadzi Rada Ministrów – i tylko Rada Ministrów. W jej informacji “o zadaniach polskiej polityki zagranicznej”, przedstawionej 29 stycznia Sejmowi przez ministra, jest jeszcze kilka innych dobrych punktów. Właściwe były słowa o rosyjskiej agresji przeciw Ukrainie. Dobrze brzmią zapewnienia o poparciu dla niepodległej, suwerennej Ukrainy, choć pamiętajmy, że ten mandat będzie tym silniejszy, im lepiej będzie funkcjonować demokratyczne państwo prawne w Polsce. Dobre są wiadomości o „odtworzeniu” dwóch placówek dyplomatycznych (Mongolia, Filipiny), o ułatwieniu uzyskiwania obywatelstwa polskiego i osiedlania się w Polsce osobom „deklarującym przynależność do narodu polskiego” (rozumiem, że narodu w sensie politycznym, bo niby dlaczego nie mielibyśmy przyjąć Tatara, którego rodzice mieli takie obywatelstwo?) itp. Gorzej jest ze stereotypowym apelem do „Polonii”, żeby jej członkowie byli „ambasadorami Polski”, a to przecież lojalni obywatele państwa obcego, w którym żyją. Potencjalnie istnieje więc konflikt ról. Jeżeli chodzi o kluczowe stosunki dwustronne, minister wymienia "w pierwszej kolejności" Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Pónocnej Irlandii. Potem mówi o "przyjaznych relacjach z Niemcami" - i tu mamy do czynienia w zasadzie z kontynuacją oraz właściwym stylem, a nie ze źle wróżącym, werbalnym aktywizmem z ostatnich tygodni.
Nie o wielu takich wątkach tej informacji rządowej, o ich hierarchii i niuansach sformułowań da się coś tutaj w krótkim czasie powiedzieć. Trzeba bowiem odnieść się przede wszystkim do stanowiska rządu w sprawie funkcjonowania Polski w Unii Europejskiej. Wymieniając najważniejsze przesłanki „odważnej i realistycznej, a nade wszystko skutecznej polityki zagranicznej”, minister nie wymienia polskiego funkcjonowania w Unii. Ktoś może zapytać, czy to zgodne z polską racją stanu, ale bezpieczna odpowiedź powinna odwoływać się do niedawnego exposé prezesa Rady Ministrów, kiedy pani premier wnioskowała w Sejmie o udzielenie rządowi wotum zaufania. Kłopot tylko w tym, że rekonstruowanie racji stanu z tekstu jej przemówienia nie daje wyniku jednoznacznego. Tym ważniejsze i bardziej niepokojące jest więc swoiste zdegradowanie problematyki polsko-unijnej, wykluczenie jej z zestawu przesłanek prowadzenia polityki państwa i wynikające z tego ryzykowne orzekanie o całym projekcie europejskim. Najlepiej brzmi opowiedzenie się rządu za poprawieniem współpracy NATO i UE w zakresie bezpieczeństwa. Odniesienia do NATO są zresztą liczniejsze i trafne, może nieco marginalne o Stanach Zjednoczonych. Jednak podstawowy wniosek co do stanowiska rządu jest taki, że Rada Ministrów nie życzy sobie pogłębiania integracji europejskiej. I pomyśleć tylko, że jeszcze nie tak dawno pezydent Lech Kaczyński i premier Jarosław Kaczyński proponowali powołanie wspólnej armii pod sztandarami państw Unii i NATO. Tymczasem, rząd jest za „powrotem do korzeni” czyli do tego, czym pierwotna unia była (EWWiS, EWEA, EWG, Wspólnota Europejska), zanim się obecną Unią stała. Czy Polska będzie za unieważnieniem obowiązujących traktatów? Minister wypowiedział się przeciwko „koncertowi mocarstw”, jakbyśmy żyli w epoce ponapoleońskiej i okresie „Świętego Przymierza”, dobre półtora stulecia temu! Równość państw w prawie międzynarodowym nie jest tym samym, co równość gospodarek narodowych. Przy czym minister trafnie wskazuje na to, że ważną przeszkodą w integracji jest stan funkcjonowania wspólnej waluty, euro. Ale nie chce pamiętać, że euro jest w pewnym stopniu polityczną konsekwencją przyjętej traktatowo – także przez Polskę – instytucji współpracy wzmocnionej, a poprawne doregulowanie wspólnej waluty wymaga kolejnego kroku, czyli podwyższenia centralizacji politycznej, lecz właśnie to jest obecnie niewykonalne, a nasz rząd tego w ogóle nie chce. A przecież istnieje polskie zobowiązanie do spełnienia warunków przyjęcia wspólnej waluty. Rodzi się wrażenie, że obecny rząd tego także nie chce i z zadowoleniem przyjąłby wiadomość o upadku wspólnej waluty, choć pewnie dopiero po wypłaceniu ostatniej transzy przyznanej nam pomocy finansowej. To jest stanowisko mocniejsze od brytyjskiego “sceptycyzmu”, chyba z przyjemnością przez nasz rząd studiowanego. Ale ja zawsze powtarzam, że sceptyk to człowiek lepiej poinformowany i to, co nieraz mówi, nie zawsze w pełni przyobleka w czyn. Naśladowcy mogą się spóźnić. Ja sądzę, że Brytyjczycy nie wyjdą z Unii. W brytyjskiej gospodarce nie królują samobójcy, a brytyjska deimperializacja nie wymaga takiego szoku. Naszą zaś deimperializację przeprowadzili kiedyś inni. Teraz chodziłoby tylko o demitologizację. I jeszcze o ten drobiazg: kulturę polityczą.
W drażliwej sprawie przybyszów z krajów muzułmańskich w Europie, zwłaszcza w Polsce, rząd zajmuje stanowisko znane z mediów. Niech mi wolno będzie powtórzyć to, co już w TVP INFO dawno mówiłem, a jeszcze wcześniej pisałem: Trzeba przyjmować uchodźców z terenów objętych wojną, a w miarę możliwości też innych imigrantów, lecz liczebność, tempo i rodzaj recepcji tak trzeba miarkować, żeby nie zagrozić stabilności stosunków społecznych w kraju przyjmującym.
Witold Waszczykowski mówi, że w interesie Polski leży „mocna suwerenność”. Ja bym się zadowolił stwierdzeniem odnośnie do stanu istniejącego, że Polska jest suwerenna w Unii Europejskiej. Suwerenne powierzanie kompetencji, wspólna rozbudowa wspólnotowości, nie zagrażają suwerenności. Rząd o tym wie. Świadczą też o tym suwerenne odpowiedzi ministra spraw zagranicznych na pytania poselskie. Członkostwo w UE nie jest zresztą sprawą po prostu polityki zagranicznej, lecz polityki państwa w ogóle. Odczytana informacja wiele o nastawieniu rządu mówi, ale wydaje mi się, że Rada Ministrów powinna teraz przedłożyć Sejmowi wyczerpująco uzasadniony program prowadzenia polityki w zakresie integracji. Co jest w tym zakresie racją stanu – i jak obecny rząd w ogóle określa rację stanu polskiego, demokratycznego państwa prawnego?