2019-03-29
To nie jest chaos
Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Północnej Irlandii znajduje się na finalnym etapie transformacji z wielkiego mocarstwa hegemonicznego w europejskie państwo federalne. Hegemonię już dawno utraciło na rzecz USA, ale przejście to zachodziło na poziomie niskokonfliktowym. W tym samym czasie utraciło część wyspy Irlandii. Wojny światowe i Wielki Kryzys lat trzydziestych pogrążyły gospodarkę. Potem nastąpiła dekolonizacja, nie bez lokalnych walk, lecz bez brytyjskiej interwencji: Brytyjczycy nie poszli drogą francuską czy amerykańską, czy teraz też rosyjską. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat mamy do czynienia z obfitującą w dramaty, skomplikowaną walką o kształt państwa i zredefiniowanie jego miejsca w światosystemie, ale i ta walka odbywa się z na poziomie niskokonfliktowym. Parlament i rząd działają ściśle na podstawie znanych zasad demokracji, zatem i swoich regulaminów głęboko osadzonych w tradycji (czy wymaga ona traktowania wyniku referendum jako mandatu, tego nie jestem pewien). Brytyjska kultura polityczna objawia się w pełni. Owszem, place i ulice pełne są demonstrantów, ale i oni zachowują się zgodnie z uświęconymi zwyczajami. Jeśli Brytyjczycy wyjdą z UE, ze Zjednoczonego Królestwa odejdzie Szkocja, a Irlandia Północna stopi się po jakimś czasie z irlandzką republiką. Anglia będzie się wtedy cieszyć satelickimi stosunkami specjalnymi ze Stanami Zjednoczonymi. Ale do tego nie dojdzie, jeśli Brytyjczycy z Unii nie wyjdą. O tym mówiłem, pisałem. Splendid isolation dobiega końca, a Zjednoczone Królestwo staje się wielkim państwem europejskim. Już nie będzie Brytyjczyk jechał „do Europy”. Oswoi się w końcu z faktem, że jego londyńska stolica znajduje się w Europie.

 

Korzystając z tej witryny wyrażasz zgodę na używanie plików cookies, które usprawniają jej działanie.

© Ryszard Stemplowski